czwartek, 20 lipca 2017

Pogorszenie

Jest gorzej,od kilku dni mały dramat, ciężki rzut deprechy. Nie widziałam się z prysznicem od paru dni, w mieszkaniu burdel, wpierniczam jak bulimiczka, z tym, że nie rzygam... Ale przecież ja wymyślam sobie problemy lub znajduje je w necie. Zero wsparcia od kogokolwiek. S dostaje link, żeby cokolwiek poczytać i to olewa. Najlepiej by było jakbym żyła pod dyktando, bo nie mogę być sobą. Bez sensu... Finanse gorzej niż złe... Jest do bani, na prawdę mam dość.... Niby się układa, po czym wszystko się chrzani

wtorek, 7 lutego 2017

Co tam panie w małym świecie?

Ano, leci powoli. Przeglądając wcześniejsze wpisy zieje z nich depresją. Teraz jest lepiej, seronil zamieniłam na faxolet. Nie powiem, że jest idealnie, ale jest duuuuuużo lepiej. Co prawda nadal rzadko wychodzę, ale nie  mam już takich strasznych dołków. We wrześniu przesiedziałam na L4 miesiąc, musiałam odpocząć. Praca ta sama, mieszkanie inne. No i zwierzakowo trochę inaczej- kilka ogonków odeszło, kilka się pojawiło. W życiu osobistym nieźle się układa. Powoli (tfu!tfu!) wychodzę na prostą.
Postanowiłam napisać jak to jest żyć z zaburzeniami psychicznymi. Ostatnio sporo tekstów pt. "Znasz kogoś chorego na "F"? Uciekaj gdzie pieprz rośnie!" nawinęło mi się w necie. Przykro, że wiele osób piszących je nie wykazało zrozumienia, nie pofatygowało się, by coś na temat danego zaburzenia doczytać czy choćby nawet nieco inaczej spojrzeć na osobę, która ma takie problemy.

Przyczyny choroby są egzo- lub endogenne, nie ma w tym winy osoby chorującej. Zaburzona może być gospodarka hormonalna, do czego czasem przyczynia się sytuacja osobista, narażenie na długotrwały stres itp.
Czy ktoś się zastanawia jak się z tym czuje osoba chora? Bo patrząc na te wpisy sądzę, że nie. Chory bardzo często nie potrafi sobie poradzić z emocjami, nie potrafi normalnie reagować na różne bodźce czy sytuacje. Ja np. się tego dopiero uczę. Taki ktoś męczy się nie tylko z dolegliwościami wynikającymi z choroby, ale z bolesnymi wspomnieniami, niepowodzeniami w swoim życiu, wstydem, swoją oceną sytuacji. Czuje się nieporadny i nie wie jak wybrnąć z sytuacji. Czy dowalenie takiej osobie i pozostawienie jej samej sobie w czymś pomoże? Nie. Wiadomo, by jakiekolwiek leczenie czy terapia były efektywne osoba chora musi tego chcieć, ale czasem sporo czasu zajmuje przekonanie tego kogoś do szukania pomocy. Nie jest łatwo opowiadać o swoich problemach, nie jest łatwo prosić o cokolwiek. Nie zawsze też się trafi na dobrego specjalistę czy odpowiednią dawkę leków- to też zniechęca. Wsparcie dla takiej osoby jest bardzo ważne.
Co do leków: znajdzie się grono osób twierdzących, że psychiatria to szamanizm, a leki to tylko ogłupiające narkotyki i niczego nie leczą. Tak, tak gadajcie sobie, łykając końskie dawki witamin na swoje niedobory i superhiper wspomagacze z eko- firm na przekór lobby farmaceutycznemu.
Dobór leków u osób chorych to sprawa indywidualna. Każdy inaczej reaguje na podawane substancje. Skoro leki nie są potrzebne to jak na moim przykładzie wytłumaczyć bezzasadność ich stosowania? Bez leków byłam w ciężkiej depresji, miałam trudność z wykonywaniem codziennych czynności. Na seronilu było lepiej, ale nadal miałam dołki, nie mówiąc o atakach głodu, kiedy niczym bulimiczka opróżniałam lodówkę? Po wrześniowym załamaniu lek zmieniono na faxolet i jest spora różnica, mimo iż nie zawsze jest różowo. Trzeba zrozumieć, że dana metoda leczenia czy terapii nie u każdego się sprawdza.
Biorę psychotropy i co z tego? Nie biorę ich, bo mi smakują, bo się można przyćpać- nie. Biorę je, bo stabilizują mój nastrój i pomagają mi normalnie funkcjonować.
"Bo Marysia jest aspołeczna"- a może po prostu nie czuje się komfortowo wśród obcych ludzi, w miejscach, których nie zna, zatłoczonych, głośnych? Ja np. tak mam. Mogę wyjść ze znajomymi na miasto, ale imprezownie odpadają, bo jest ciemno, tłoczno i głośno. Koncert na świeżym powietrzu? Kino? Herbaciarnia? Targi zwierzakowe? Domówka (nawet jak połowy gości nie znam)? Jak najbardziej. Ale nie ciągnij mnie na tańce, spotkanie z osobami, z którymi nie znajdę wspólnego języka, ani w dzikie tłumy, bo nie pójdę i koniec kropka. Wiele osób tak ma. Osobiście nie czuję się komfortowo, budzi się jakiś wewnętrzny lęk, staję się nerwowa i najchętniej to bym wlazła w mysią dziurę. Można szukać innych, przyjemnych dla obu stron form spędzania wolnego czasu.
Dopada mnie dół. Znaczy się nie teraz- hipotetyczna sytuacja. Powtarzanie w kółko, że będzie dobrze i żebym wzięła się w garść nie pomaga. Serio. Wpadnij lepiej do mnie z paką chusteczek, dobrą komedią, najlepiej totalnym odmóżdżaczem, pudłem lodów. Pomóż mi ogarnąć mieszkanie, bo prawdopodobnie jestem w takim stanie, że nie byłam w stanie od tygodnia zmyć naczyń i żeby przejść to trzeba robić salta. Przytul, powiedz, że zawiniesz mnie w kocyk żebym z burrita rozpaczy przeobraziła się w słodkiego śmieszka.
Tak, mam zachwiania nastroju, ale kto ich nie ma? No dobra, czasem wpadam w szał, tracę kontrolę, ale później mi wstyd...Potrzebuję zapewnienia, że mimo wszystko umię, mogę i jestem ważna.

Czy osoba z depresją różni się czymś od zdrowej osoby? Oprócz tego co już wcześniej opisałam to nie. Nie zdajemy sobie sprawy ile osób na to choruje. Bo na co dzień widzimy je uśmiechnięte, widzimy je w pracy, podczas zakupów, na spotkaniu ze znajomymi. Tak, pracuję, nawet studiuję. Mam przyjaciół, chłopaka o anielskiej do mnie cierpliwości. Kocham moje zwierzaki i lubię dzieci. Zbieram pocztówki z rożnych miejsc na świecie, lubię gotować, oglądać filmy układać puzzle i czasem robić coś kreatywnego, np ozdoby choinkowe itp. Jak to dziewczyna lubię testować kosmetyki. Teraz zadaj sobie pytanie czy moja choroba mnie definiuje? Nie, bo poza tym jestem całkiem normalną osobą.


 https://www.youtube.com/watch?v=Pu9A5PFQHno

czwartek, 21 lipca 2016

Próchno

Zastanawiam się czy siebie lubie- albo inaczej: czy nie lubię siebie czy tego co mój chory łeb ze mną robi?
Kurwa... Nienawidzę tego.  Zazdrość mnie zżera, Zazdrość i niepewność. O S. Nie jestem zazdrosna, o to, że ktoś ma to czy tamto. Ja jestem zazdrosna o niego. Nie ma go znów, wyjechał do pracy.  Olewka zupełna. Na prawdę rozumiem zmęczenie po pracy, ale nie rozumiem braku zainteresowania, okazania tego. Kim dla niego jestem? Bo czuję się jak nikt. Nie chce  mi się nawet starać, bo i tak efektów zero. Nie, nie  wiem nawet jak to ująć, opisać.  Czuję się jak śmieć, bezwartościowy. Nigdy nie usłyszałam takich głupot jak "Tęsknie", ' Ładnie wyglądasz" - ja pierdzielę, wiem, że to głupie. Ale brakuje mi tego. Próżność? Raczej nie, ale miło by było usłyszeć coś takiego od osoby, która jest mi bliska. Chciałabym poczuć, że jestem ważna, adorowana, Że ktoś mnie chce, że jest gotów mnie przytulić jak mam gorszy dzień, bez czepiania się i oceniania, że interesuje go to co się ze mną dzieje, co mnie interesuje i o czym marzę. A czuję się jakbym była sama, jakby nie chciał się zaangażować. Cholera, co jest dziwnego w tym, że chcę normalnego związku? Że chce zacząć sobie układać życie? Że nie chcę siedzieć w domu 1000km od niego i zastanawiać się czy wszystko ok? Co jest do cholery ze mną nie tak? Może lepiej rzeczywiście byłoby samemu? Nic przynajmniej bym nie czuła, byłoby łatwiej. I pusto.
Nie chcę nic czuć, mam dość... 









czwartek, 19 maja 2016

Kłody pod nogi

Kurde, miało być już lepiej, bardziej pozytywnie. Kryzys z S póki co zażegnany. Obiecał iść ze mną na kontrolę, mam nadzieję, że lekarz jakoś mu wytłumaczy na czym polega depresja, bo ja nie potrafię. Co mi znów zepsuło humor? Bezradność. Nie umiem pogodzić szkoły i pracy. Nie mam co liczyć na wolne co tydzień kiedy mam zjazdy. Mam już ogromne zaległości, problemy z koncentracją i paraliż wręcz umysłowy. Nie umiem się za to zabrać, za dużo się naskładało. Tak na prawdę przez nieobecności będę mieć problem z zaliczeniem przedmiotów. Jestem w ciemnej dupie - pytanie co rzucić:
A) pracę
B) szkołę
C) się z mostu
Nie wiem co robić. Nie ma szans żebym znalazła pracę z podobnymi warunkami finansowymi, umową i wolnymi weekendami. To nierealne. A przestać pracować też nie mogę, bo mnie na to nie stać. Myślałam o indywidualnym toku studiów- dowiedziałam się, że muszę mieć wysokie noty, zaliczony pierwszy rok i  że z niczego mnie to nie zwalnia (nie oczekuje tego, po prostu nie wiem jak pogodzić te dwie sfery mojego życia). Za to zasugerowano mi urlop zdrowotny. Nie wiem co prócz odwlekania szkoły w czasie on by mi niby dał....Po co ja się w ogóle za to zabierałam? Co ja sobie myślałam? Że córka alkoholika studia skończy? Że cokolwiek mi się w życiu uda? Nie mogę marzyć, bo i tak nic  z tego nie wychodzi.....

wtorek, 3 maja 2016

Wmawiam sobie

Depresja to podobno moja wina, bo ciągle jestem niezadowolona, bo sobie coś wmawiam. Ciekawa teoria. Co by na nią powiedzieli psychiatrzy i psychologowie? Wyśmiali by osobę, która coś takiego mówi. W depresji zaburzone jest wydzielanie serotoniny, noradrenaliny i dopaminy. Tego sobie raczej nie jestem w stanie wmówić. Coś z pewnych względów nie działa u mnie prawidłowo i powoduje u mnie obniżony nastrój, kłopoty ze snem lub nadmierną senność, napady wilczego głodu przeplatane brakiem apetytu, niepokój, kłopoty z koncentracją i chroniczne zmęczenie.  Mam czasem wrażenie, że osoby, które wiedzą o moim problemie, nie wierzą mi do końca, albo tego nie rozumieją. Uważają, że zachowuję się tak, żeby zwrócić na siebie uwagę. Super. Nie życzę nikomu doświadczyć czym jest depresja, jakie fizyczne i psychiczne objawy może dawać, jak ciężko zmusić się do podstawowych czynności, pamiętać o wszystkim co ważne i w miarę normalnie funkcjonować, kontrolując sen, jedzenie, nie zaniedbując żadnej sfery swojego życia. A bywają dni kiedy wyjście do łazienki człowieka przerasta, albo kiedy mięśnie rwą jak przy grypie- z powodu stresu, napięcia, nerwów. Jak ciężko bywa powstrzymywać się od zachowań destrukcyjnych czy szkodliwych, a zamiast tego poćwiczyć, wyjść z domu, przeczytać książkę czy zrobić cokolwiek innego.
Czas mi przelatuje między palcami. Może dlatego, że mi nie zależy, nie cieszy mnie życie. Nie mam w nim nic, właściwie żadnej motywacji czy czegoś co nadałoby sens egzystencji. Żyję od wypłaty do wypłaty, nie robię nic istotnego w życiu, nie jestem ważna

sobota, 16 kwietnia 2016

Znowu łapie mnie dołek. Zmęczenie, zamartwianie o szkołę, bo nie mam siły się uczyć, no i mój strach, który mnie  chyba nigdy nie opuści. Strach, że nikt mnie nie chce, że jestem sama. Skutek zachwianego poczucia bezpieczeństwa. W głowie kołaczą się wspomnienia z przeszłości: dziecko- widmo, nie sprawiające problemów, nie zapraszane przez kolegów i koleżanki z klasy, pomijane przez znajomych przy organizacji wspólnych wypadów - tzn. był krótki okres w moim życiu, że było inaczej, ale to było przysłowiowe 5 minut. Teraz to wszystko wraca, czasem nie mam komu się nawet wygadać- nie mam czasu, żeby spotkać się ze znajomymi, jestem czasem tak wykończona fizycznie, że ostatnia rzecz o jakiej marzę to wychodzenie z domu albo zapraszanie gości.
 Boli mnie jeszcze jedna rzecz. Pytam, czy zobaczymy się w tygodniu. Odpowiada: "Może" i cisza, olewa. Nie to nie bez łaski, to nic, że się z tym źle czuje. Na prawdę powinnam mieć serce z kamienia i nie czuć nic. Byłoby prościej....

czwartek, 7 kwietnia 2016

Cień

Znowu coś się dzieje nie tak w mojej głowie. Mam nerwa, chce tym wszystkim rzucić, wracać do rodzinnego miasta. Nie mogę tego zrobić, bo moje serce by tu zostało, a poza tym nie wytrzymałabym tam długo. Znowu jestem jak  taki liść miotany wiatrem. Co ja mam robić?
Jak żyć?? Nie wyrabiam, nie godzę zbyt dobrze wszystkich obowiązków, jestem wyczerpana fizycznie i psychicznie.